Mam na imię Wiola, mam 25 lat. Zacznę od tego, że moje życie było pasmem nieszczęśliwych zdarzeń i złych wyborów. W moim domu był nadużywany alkohol, była przemoc. Z tego też powodu moja mama postanowiła się rozwieść z moim ojcem. Miałam wtedy 11 lat. Jako dojrzewające dziecko potrzebowałam dużo uwagi, miłości i zrozumienia, a to co otrzymywałam było kroplą w morzu potrzeb. Dlatego też zawsze chciałam być „kimś”; kimś ważnym, kimś potrzebnym, kimś kochanym.
Mam na imię Magdalena. Już w pierwszych dniach mojego życia zostałam przez mamę powierzona opiece Maryi. Od dziecka czułam jakąś pociągającą moc Eucharystii, pomimo iż nie rozumiałam do końca, co tak naprawdę dzieje się podczas Mszy Św. Jednak dzięki codziennemu uczestnictwu nabierałam siły na każdy dzień. W dzieciństwie byłam bardzo wyśmiewana z powodu rozszczepu lewej wargi, złej wymowy i krzywych zębów, ale mimo wszystko czułam się naprawdę szczęśliwa. Uwagi rówieśników jakby nie trafiały do mnie. Wiem, że było ich dużo, ale nie pamiętam żadnej urazy, żadnego smutku spowodowanego wyśmiewaniem.
Chciałbym podziękować Panu Jezusowi za to, że Jest i za ludzi, których postawił na mojej drodze. Bo naprawdę mam szczęście... Tylko 15 lat żyłem jak poganin. Mimo bardzo katolickiego wychowania i "łagodnego" charakteru, nie kochałem w życiu ani Boga, ani ludzi. Jakakolwiek modlitwa była rutyną, a robienie komuś na złość - rozrywką. Mimo że miałem "przyjaciół", których sam sobie dobierałem - byłem samotny. Ciągle szukałem miłości, zrozumienia, jakiegoś sensu w życiu. W krytycznym momencie trafiłem na Alfę... Nie byłem, w swoim przekonaniu, na wskroś zły, ale czegoś mi brakowało.
Nałóg papierosowy szedł za mną przez życie ok. 15 lat. Wielokrotnie próbowałem rozstać się z nim – bezskutecznie. Zdarzało się, że wytrzymywałem czas postu czy adwentu w abstynencji, jednak zawsze miałem tę świadomość, że jest to czas określony, po którym znów będę mógł powrócić do swojego uzależnienia.
Szalona, obrotna, nastawiona na sukces. Otwarta, a nawet bardzo otwarta do ludzi - obcych. Zamknięta w stosunku do rodziny - bo przecież ciągle mnie ograniczali. Przeszłość była teraźniejszością. Szanowałam ich, ale o miłości mowy nie było.
Zanim trafiłem na Kurs Alfa Bóg w moim życiu był odległy, najczęściej przypominałem sobie o Nim wtedy, gdy desperacko potrzebowałem pomocy. Z roku na rok moja wiara pomalutku gasła. Nie potrafiłem cieszyć się z małych rzeczy.
Szczęść Boże! Chciałbym się podzielić z wami moim świadectwem, tym, jak Bóg mnie zmienił.
Całe moje wcześniejsze życie spędzałem na “imprezowaniu”, piciu alkoholu; wypaliłem tysiące papierosów, w głowie miałem tysiące nieczystych, obrzydliwych myśli; fizyczne pożądanie stało się moją codziennością. Chodziłem do Kościoła i choć jednałem się z Bogiem w Sakramencie Spowiedzi Świętej, spożywałem Jego Ciało w Sakramencie Eucharystii, to już kilka dni później wracałem do starego życia bez Niego. Modlitwy wieczorne z czystego lenistwa odmawiałem na leżąco, porannych w ogóle nie praktykowałem. Wiodłem życie puste, bez celu i jakiegokolwiek sensu...
Zawsze myślałam, że moje relacje z Panem Bogiem są dobre. Starałam się wypełniać Boże przykazania i żyć zgodnie z Bożą nauką. Nie ukrywam, że niegdyś wiara kojarzyła mi się głównie z pokorną postawą, strachem przed skutkami nieposłuszeństwa Bogu i bojaźnią przed karą za popełniane grzechy. Wiedziałam, że wiele zawdzięczam Bogu, że wszystko dobre, co spotkało mnie w życiu, to Jego zasługa. Bywało też tak, że jak nie pamiętałam, co to jest zmartwienie, nie pamiętałam też o Panu Bogu.
Mam na imię Jacek. Chciałbym podzielić się swoim świadectwem. Dla mnie był to rzeczywiście wyjątkowy czas. Już pierwszego dnia, pierwsza modlitwa - mogę powiedzieć, że takiej modlitwy nie przeżyłem już bardzo długo, myślę, że od kilkunastu lat. Tak samo jeśli chodzi o rekolekcje, był to wyjątkowy czas działania Pana Boga dla mnie. Jestem niezmiernie ciekawy, co będzie dalej, bo mam takie wrażenie, że Pan Bóg coś nowego zaczyna, a czas pokaże, jak to będzie wyglądać.
O „Alfie” dowiedziałem się od żony. Powiedziała mi, że w naszym kościele w Jurowcach będą rekolekcje i zaproponowała, żebyśmy tam poszli. Umówiliśmy się, że jak się nam spodoba to będziemy chodzili, jak nie - to nie. Najpierw poszła Kasia (moja żona) razem z Basią, naszą sąsiadką. Zachęcały mnie abym i ja spróbował. Chęci zbyt wiele nie miałem i zawsze znajdywałem wymówkę.