Wczytywanie

Nie da się opowiedzieć mojego życia szybko, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość tych, co czytają moje świadectwo.

Urodziłem się w rodzinie katolickiej, wierzącej tradycyjnie. Sześć dni tygodnia moje, a niedziela dla Pana Boga. Szybko wyczułem fałsz tej ideologii i odrzuciłem ją, chociaż miałem dwie natury. Jak służyłem do mszy przy ołtarzu było we mnie pragnienie Boga, natomiast jak szedłem na podwórko: hulaj dusza piekła nie ma. Nauka nie sprawiała mi kłopotu, ale nie miałem chęci się uczyć, bo podwórko było ciekawsze. W podstawówce pojawiły się papierosy i alkohol. Byliśmy z paczką kolegów łobuzami i wszędzie było nas pełno.

Jestem od 1983 zagorzałym kibicem Jagiellonii Białystok, jeździłem na wyjazdy i piłem alkohol. Słuchałem ostrej rockowej i punk rockowej muzyki, wiązały się z tym koncerty i suto zakrapiane imprezy. Miałem wtedy 16-18 lat. Cały czas były bójki z kibicami innych drużyn, albo z innymi ludźmi, którzy nie myśleli tak jak my. Nadmieniam, iż odkąd poznałem postać Adolfa Hitlera zacząłem być jego fanem imponowała mi jego siła, zdolność realizacji swoich planów i umiejętność porwania tłumów za sobą. Często marzyłem o pozbyciu się wszystkich swoich wrogów tak jak on to zrobił taka była we mnie nienawiść. Nienawidziłem wszystkiego i wszystkich. Wtedy kumpel powiedział mi o ludziach, którzy spotykają się na plantach. Poszedłem, patrzę łby ogolone na łyso, czarne glany, czarne kurtki, czarne koszule i czerwone szelki, no i te harde twarze niezdradzające żadnego lęku. Okazało się, ze mają taką samą ideologię jak ja i tak zostałem skinem. Przez swoje zaangażowanie i umiejętność kaptowania ludzi, oraz wszechogarniającą nienawiść zostałem szefem partii skinów w Białymstoku. Bójki, pijaństwo, koncerty, imprezy, wizyty na komisariatach, lęk i samotność. To pamiętam ze swojego życia do roku 1993. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, dokąd ta droga mnie zaprowadzi, nosiłem nóż, pałkę, oglądałem się za siebie idąc ulicą, ponieważ się bałem wrogów, których sobie narobiłem. Wiedziałem, że prędzej czy później trafię do więzienia albo mnie ktoś zabije.

Wszechogarniająca samotność i beznadzieja na przyszłość tak myślałem mając lat 23. Siedziałem miesiąc w domu i miałem wszystkiego po dziury w nosie, picia, imprez, nienawiści, samotności i wtedy w dostałem od koleżanki książkę „Jezus żyje” o. Tardiffa. Czytałem ją, wzruszałem się, ale nie wierzyłem, że Bóg może uzdrawiać dziś jak 2000 lat temu Jezus z Nazaretu. Powiedziałem nie uwierzę dopóki nie zobaczę i Bóg to wziął. Była 13 maja 1993 msza święta z modlitwą o uzdrowienie na stadionie Hetmana w Białymstoku. Widziałem jak po modlitwie ludzie wstawali z wózków inwalidzkich i szli o własnych siłach do sceny złożyć świadectwo. W pewnym momencie poczułem Jego obecność obok siebie i moje serce zaczęła wypełniać miłość. Padłem na kolana i Bóg skruszył mur nienawiści w moim sercu. Sprawił, że oddałem mu swoje życie, wyspowiadałem się i przyjąłem Go jako osobistego Pana i Zbawiciela. Służyłem Bogu gdzie tylko mnie potrzebował, kompletowałem wiedze historyczną i czytałem Pismo Święte. Przestałem nienawidzić, uwolnił mnie Jezus od nałogu nikotynowego i alkoholowego. Poszedłem do szkoły skończyłem wieczorowo ogólniak jako jeden z najlepszych uczniów.

Moja wiara wzrastała w Dwóch wspólnotach modlitewnych najpierw w Odnowie w Duchu Świętym „Światło Chrystusa”. Potem po różnych perturbacjach osobistych we wspólnocie „Ezechiasz”. W pewnym momencie odszedłem ze wspólnoty twierdząc, że już sobie sam poradzę, będę słuchał Boga, chodził do kościoła i będzie ok. Najpierw odszedłem od kościoła, później Bóg nie był mi potrzebny, ponieważ nieźle mi się żyło. Wróciły wszystkie nałogi może nie z taką intensywnością, ale wróciły. Ciągle taka pustka gdzieś w sercu taki brak, którego nic nie było w stanie wypełnić, ani miłość ukochanej żony, ani wycieczki zagraniczne, ani samochód, ani wypasiony telewizor, ani komputer. Wtedy spotkałem mojego przyjaciela Tadeusza i on mnie zaprosił na kurs Alfa organizowany przez wspólnotę „Ezechiasz”. Nadmieniam, iż osiem lat byłem poza wspólnotą i Kościołem nie liczę paru tradycyjnych wizyt w Kościele z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocnych lub okazji typu Chrzciny, Komunie, Pogrzeby.

Poszedłem na ten kurs i byłem malkontentem, chciałem Pana Boga, ale nie wspólnoty. Jednak Duch Święty podczas weekendu Alfa przekonał mnie, że daje mi To, co straciłem przez pychę. Jestem we wspólnocie w małej grupie. Rzuciłem palenie drugi raz po modlitwie wstawienniczej bez żadnego problemu. Przeszedłem trzy Alfy dla dorosłych, jako uczestnik, pomocnik i pomocnik animatora. Jestem teraz na Alfie dla młodzieży i powiedzieć mogę tyle. Dziękuję Bogu za to, że daje mi możliwość powrotu do niego i wiem, że moja miłość do niego i do ludzi może wzrastać tylko dzięki wspólnocie. Nie jestem święty mam swoje grzechy i słabości, ale chcę je zwalczać w sobie ze względu na imię Jezus.

Robert

data dodania: środa, 25 lutego 2009r.
wstecz
04 / 2024
Po
Wt
Śr
Cz
Pt
So
Nd
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
zobacz najnowsze materiały multimedialne